Wyjazd na projekt ESC był jedną z najbardziej spontanicznych decyzji, które podjąłem w swoim życiu.
Pierwszą styczność z programami Unii Europejskiej miałem podczas studiów. Dwukrotnie studiowałem we Włoszech – w Viterbo na Università degli Studi della Tuscia oraz w Pizie na Universita Di Pisa. Były to zdecydowanie punkty kulminacyjne w moim życiu. Poznałem wiele osób, nauczyłem się płynnie rozmawiać w kilku językach oraz stałem się bardziej konsekwentny w swoim działaniu. Miałem okazje też zwiedzić ponad 20 krajów w niecałe 2 lata oraz poznać masę ciekawych ludzi. Kończąc mój kierunek w Kielcach pomagałem również w organizacji studentów zza granicy jako Study Buddy. Sprawiło mi to ogromną przyjemność. Latem obroniłem tytuł magistra, a następnie znalazłem pracę w czeskiej Pradze w dziale informatyki. Zawsze uczyłem się programowania w swoim zakresie i poniekąd pogodziłem to ze studiami na innym kierunku, bo jestem de facto po ekonomii.


Nie pasowała mi atmosfera biurowa więc postanowiłem szukać alternatyw, jedną z nich było rozpoczęcie studiów doktoranckich, ponieważ kusiła mnie wizja studiów za granicą. Na wyższych studiach w mojej uczelni istniała możliwość studiowania na uczelniach azjatyckich takich jak Uniwersytet w Tianjin czy Uniwersytet w Tokio. Jako że jestem zainteresowany azjatycką kulturą, stylem życia oraz ekonomią myślałem poważnie nad tym. Niestety przeoczyłem proces rejestracyjny, bo wciąż pracowałem na umowie w Pradze. Z czasem coraz bardziej odczuwałem dyskomfort pracy biurowej: niemiła atmosfera oraz ciągłe rotacje. W międzyczasie pomyślałem nad projektem ESC oraz połączenia go z pracą zdalną. Byłem zainteresowany wschodnimi krajami, jest to obszar mniej znany dla mnie i czuję się ściśle z nim powiązany. Sam urodziłem się na Białorusi, jednak na wczesnym etapie mojego życia, moja rodzina jak i inni bliżsi znajomi musieli opuścić kraj.

Zainteresował mnie projekt na Ukrainie – właściwie od razu było to coś, co mi pasowało. Kraj wschodni oraz tematyka związana z mediami oraz tworzeniem contentu. Rzuciłem pracę i przestawiłem się na zdalny tryb poprzez serwisy Fiverr czy Upwork. Sam projekt miał mi pomóc zdobyć szersze kompetencje i wypełnić cały mój harmonogram, gdyż nienawidzę się nudzić i zawsze szukam możliwości, by tylko poszerzyć swoje kompetencje. Był to strzał w dziesiątkę! Po przyjeździe poznałem wielu, bardzo przyjaznych ludzi, pomocnych koordynatorów oraz społeczność, która była bardzo zaangażowana i otwarta na wszelkie propozycje. Bardzo aktywnie spędziłem pierwszy półtora miesiąca jednocześnie łącząc wszystkie zadania i projekty z pracą jako IT Freelancer. Niestety w połowie marca sytuacja w Europie była dość napięta, nikt nie był przygotowany na taki rozwój zdarzeń. Granice zostały zamknięte i przedłużając do samego końca, sam nie miałem pewności ile to może finalnie potrwać.

Postanowiłem uzgodnić z koordynatorem mój tymczasowy powrót do domu, gdyż sytuacja nie pozwalała nam na przeprowadzenie żadnych aktywności poza tymi online. Wziąłem ostatni lot z Kijowa do Warszawy, który kosztował dosyć astronomiczną kwotę i udałem się na kwarantannę w Polsce. W okresie „Pierwszej Fali Covid” ciągle nurtowało mnie pytanie – ile to jeszcze musi potrwać zanim będę mógł wrócić i kontynuować projekt? W międzyczasie zajęliśmy się aktywnością online.


Prowadzeniem lekcji, nagrywaniem podcastów oraz copywritingiem gazety Mozaika. Swoją drogą napisałem tam bardzo ciekawy artykuł dotyczący całej otoczki Covid, kampanii „Lot Do Domu” oraz kilku wytycznych, które teraz mogą wydawać się śmieszne z tak krótkiej perspektywy czasu. I tak dni mijały aż do lipca. W końcu granice się otworzyły, chociaż samo wyrobienie wizy, dodatkowe ubezpieczenia, testy oraz inne wymagania bardzo utrudniały dostanie się na Ukrainę. Udało mi się jednak wjechać po zrobieniu testu oraz aktualizacji jego wyniku w rządowej aplikacji.