Nasza wolontariuszka Beata zakończyła swoją przygodę z EVS. Spędziła w Nowym Sadzie w Serbii rok, podczas którego udało zrealizować się jej sporo ciekawych przedsięwzięć. Więcej możecie dowiedzieć się z poniższej relacji. A jeżeli udział w podobnym projekcie Was zainteresuje skontaktujcie się z naszą koordynatorką Natalią: natalia@bonafides.pl i zapytajcie o EVS w Volonterski Centar Vojvodine.

Muszę przyznać, że mój wolontariat potrzebował dużo czasu, żeby nabrać tempa. Długa zima spędzona przed komputerem, dłoń przyklejona do myszki, skrzynka mailowa pełna listów w kilku językach, niekończące się spotkania organizacyjne, a po godzinach nos w książce do serbskiego. Osiem miesięcy musiałam czekać na rezultaty naszej pracy. Osiem miesięcy w biurze, żeby wreszcie wyruszyć w teren. Ale jak już się rozkręciło, zabrakło mi tchu w wirze podróży, zadań, doświadczeń, wrażeń.
Jedną z głównych aktywności mojej organizacji goszczącej (VCV Serbia) jest wysyłanie i goszczenie wolontariuszy na międzynarodowych obozach, tzw. workcampach. Moim zadaniem było prowadzenie administracji tych wymian: otrzymuję aplikację, czytam, wysyłam. Zaakceptowany – super, nie – wysyłam dalej. Do diś nie wiem dokładnie, jak to się stało, że sprzed komputera trafiłam na obóz jako koordynator. Wiem natomiast, że było to najcenniejsze doświadczenie mojego wolontariatu.
Obóz “Magic Hands of Tavankut” zgromadził 8 wolontariuszek z różnych krajów, których zadaniem było nauczyć się lokalnej unikatowej sztuki ze słomy, udokumentować proces twórczy i przedstawić go w formie tutorialu w postaci książki. Ja miałam koordynować pracę zespołu podczas obozu i przekazać zgromadzony materiał do grafika. Jak jednak przekazać wizję i obraz wspólnego dzieła komuś, kogo nawet na miejscu nie było. Ściągnęłam więc własnego grafika – moją siostrę, która przyjechała na tydzień (hmm trochę się to przedłużyło) pracować ze mną nad designem książki. Kolejne trzy tygodnie spędziłyśmy dłubiąc w photoshopie i składając wszystkie elementy tutorialu. Książka jednak miała mieć drugą część z kolejnego obozu, tym razem w Kosowie. Ktoś inny miałby kontynuować naszą pracę, a mnie tam nie będzie? Spakowałam siostrę w autobus i pojechałyśmy na drugi obóz. Za nami kolejne dwie osoby z pierwszego obozu w Serbii. Nie było łatwo, ale pomimo trudnych warunków mieszkaniowych i szokującej sytuacji mieszkańców, tutorial biżuterii z koralików, której tworzeniem zajmuje się kobiety w romskiej wiosce w Kosowie napisany. Teraz książkę trzeba przetłumaczyć na cztery języki. Sama tego nie zrobię, ale przecież mogę pomóc to zorganizować…A jeszcze druk – taki ważny element. Muszę tego dopilnować. Mój EVS kończy się za miesiąc, a najlepszy moment tego projektu dopiero nadejdzie: kiedy wrócimy na miejsce obu obozów i zaprezentujemy owoc naszej pracy. Miałoby mnie to ominąć? Wygląda na to, że nie muszę się spieszyć z pakowaniem:)
To było lato pełne wyzwań: od maja podróżowałam do pięciu krajów; poznałam dziesiątki ludzi i zakochałam się trzy razy; doświadczyłam największych sukcesów zawodowych, ale i porażek. Uczyłam się trzech nowych języków, tańczyłam tańce narodowe, śpiewałam publicznie po raz pierwszy w życiu. Śmiałam się do łez, ale i płakałam ze zmęczenia. Doświadczyłam pasji i zaangażowania w projekt. Doceniłam pracę zespołową…

O naszym projekcie „Magic Hands” możecie przeczytać na naszym blogu „dzień po dniu”
Magic Hands of Tanavkut http://volontiraj.rs/
Magic Hands of Plemetina https://gaiakosovo.wordpress.com/

Pozdrowienia jeszcze z Nowego Sadu
Beata Bosiacka

Czujecie niedosyt? Możecie też poczytać Blog Beaty: ĆAĆKALICE