Marcin EVS 1W ostatnich dniach do Polski powrócił nasz wolontariusz Marcin. Swoimi przeżyciami postanowił podzielić się z każdym internautą, rozważającym własny wyjazd na projekt programu Erasmus+. Mamy nadzieję, iż jego historia stanie się inspiracją dla niejednego czytelnika.

WULKAN OGROMNYCH WRAŻEŃ I EMOCJI
W okresie od 13 stycznia do 11 lipca 2018r. miałem niepowtarzalną okazję odbyć Wolontariat Europejski w miejscowości Mussomeli położonej na malowniczej wyspie Sycylii. Możliwość spędzenia sześciu miesięcy pośród przepełnionych pięknem widoków w położonym na górze miasteczku ze średniowiecznym zamkiem oraz wśród niewyobrażalnie gościnnych i przyjaznych mieszkańców była dokładnie tym, o czym marzyłem.
Przed rozpoczęciem wolontariatu i nawetMarcin EVS 4 przed znalezieniem oferty współpracy z organizacją z Mussomeli, byłem bardzo mocno zainteresowany Sycylią, a moim marzeniem było zamieszkać na tej przepięknej wyspie. Miałem też swoje osobiste powody, aby przyjechać do tego niesamowitego miejsca. W tym okresie nie miałem żadnego zajęcia, nie studiowałem i nie miałem pomysłu na spędzenie roku przed rozpoczęciem studiów. Już podczas wakacji, kiedy po raz pierwszy odwiedziłem Sycylię, zacząłem myśleć o powrocie na dłużej. Pomyślałem także, że jeśli nie rozpocznę studiów, to najlepszym pomysłem będzie znalezienie projektu EVS.
Marcin EVS 6W okresie jesiennym, z powodów osobistych oraz tęsknoty za Sycylią, zacząłem przeszukiwać strony internetowe w poszukiwaniu wolontariatu. Oferta z Mussomeli była dla mnie jak prezent od losu, gdyż wtedy z wielkim zaangażowaniem poszukiwałem możliwości pracy charytatywnej na Sycylii oraz pragnąłem bardzo gorąco powrócić na wyspę. Z wielkim entuzjazmem wypełniłem CV i opis dotyczący moich motywacji. Na początku zaproponowano mi wolontariat od lipca, gdyż w okresie styczeń-lipiec wybrano inną wolontariuszkę, jednak ostatecznie to ja pojechałem do Mussomeli na okres zimowo-letni.
Swój wolontariat rozpocząłem pełen ekscytacji i radości. Już podczas podróży z Palermo do Mussomeli w autobusie poznałem lokalnych mieszkańców, którzy po przyjeździe ugościli mnie kawą, co jest ważną tradycją we Włoskiej kulturze. Podczas pierwszego dnia najpierw zostałem przedstawiony organizacji goszczącej Arci Strauss, a potem wreszcie mogłem poznać resztę wolontariuszy i ulokować się w przeznaczonym dla nas domu, który znajdował się na piętrze, w tym samym budynku co biuro organizacji goszczącej. Na parterze pracowali członkowie Arci Strauss. W związku z umiejscowieniem ich biura nazywaliśmy ich „ludźmi na dole” („people downstairs”), podczas gdy my byliśmy ,,Marcin EVS 2ludźmi z góry”. To właśnie oni byli odpowiedzialni za nasz wolontariat i pobyt w Mussomeli we współpracy z organizacjami z innych krajów. Dom wolontariuszy był bardzo duży – przestronny korytarz, taras i sporo miejsca w pokojach. W okresie mojego projektu liczba uczestników EVS mieszkających w domu wahała się od siedmiu do nawet trzynastu – każdy z nas był na innym etapie swojego wolontariatu i był zaangażowany w różne działania.
Życie wolontariackie toczyło się powoli, tak samo jak tempo życia w Mussomeli, gdyż jest to małe miasteczko. Po upływie pewnego czasu poznaliśmy się lepiej i zżyliśmy się ze sobą jak rodzina. Wspólnie odbyliśmy też kilka cennych podróży. Co do samego wolontariatu, moim głównym obszarem działalności były lokalne szkoły – od podstawowej do liceum włącznie, gdzie pomagałem nauczycielom przy prowadzeniu lekcji języka angielskiego. Oprócz tego pomagałem także w Casa Rosetta, instytucji dla osób z niepełnosprawnościami umysłowymi oraz Casa Vanessa – instytucji wspierającej dzieci znajdujące się w trudnej sytuacji rodzinnej. Pracowałem także w instytucji Marcin EVS 3charytatywnej Misericordia, w której pomagałem pracownikom przy transporcie osób mających problemy z poruszaniem się. Pomoc polegała na umożliwieniu dotarcia do potrzebnych im miejsc – sklepów, szpitali itp. Bardzo pozytywnym aspektem wolontariatu był fakt, iż ze wszystkich aktywności, które umożliwiał Arci Strauss, mogliśmy wybierać te, w których czuliśmy się najlepiej. Z tego powodu ja w głównej mierze pomagałem w szkołach. Podobała mi się ta forma aktywności i czułem się dobrze w tej roli, jako że sam bardzo lubię uczyć się języków.
Podczas wykonywania aktywności mogliśmy doświadczyć też ,,sycylijskiego stylu pracowania”. Nieraz pracownicy zapominali o przygotowaniu dla nas planu działań do wykonania. Nie było to jednak dla nas problemem, gdyż wiedzieliśmy, że jest to specyfika tego miejsca i kultury. Co więcej, zawsze mogliśmy sami wyjść z inicjatywą zajęć. Atmosfera pracy była zawsze bardzo pozytywna i często rozpoczynaliśmy czas aktywności wolontariackiej pijąc wspólnie kawę. Czasami zdarzały się też pewne trudności z komunikacją, czy też z odrobinę zbyt autorytarnym stylem organizowania wspólnych relacji, jednak cechą charakterystyczną tutejszego życia jest to, że w jednej chwili angażuje się w zagorzałe kłótnie, by po chwili gawędzić na tarasie, oczywiście przy filiżance kawy.
Mieliśmy jednak także wiele dobrych wspomnień z chwil spędzonych razem, takich jak wspólny wieczór w Sciacca, spotkania przy śniadaniu i w barze. Podczas projektu znalazłem w Mussomeli prawdziwych przyjaciół. Staliśmy się sobie bliscy do tego stopnia, że postanowiłem zostać w tym cudnym miasteczku na dłużej, już po zakończeniu projektu. Można więc powiedzieć, że mój wolontariat był pełen skrajności – uczucia chwilami wahały się od bardzo pozytywnych aż do momentów trudnych, jednak stanowiących zdecydowaną mniejszość. Rezultaty pracy oraz wszystko, co otrzymałem podczas wolontariatu na zawsze pozostanie w moim sercu i jestem za to niesamowicie wdzięczny.
Marcin Sarnacki